niedziela, 21 października 2012

dużo za dużo

Sobotnie spotkanie w starym gronie oprócz setek kalorii i poprawy dawnych kontaktów przyniosło ogólne przybicie. Gdy pięć drugolicealistek spotyka się nad kubkami kawy i zaczyna rozważać sens życia nic dobrego to nie wróży. Dla mnie wciąż było za wcześnie na rozmowy o przyszłości, maturze, studiach, choć uświadomiłam sobie, że to chyba najwłaściwsza pora na zastanowienie się czego właściwie chcę od życia. Nie mówiłam dziewczynom, że oprócz ogólnych rozkimn nad sensem istnienia mój umysł pracował dwutorowo rozważając dietę. Czy jeśli pewnego dnia obudzę się, wejdę na wagę i zobaczę 47 kilogramów poczuję się szczęśliwsza? Czy kilka centymetrów w talii mniej są w stanie sprawić, że wszystkie problemy znikną? Czy może utrata kilogramów pociągnie za sobą utratę trosk? Czy w ogóle cokolwiek się zmieni jeśli schudnę? Czy 47 kilogramów będzie satysfakcjonujące? Przeraża mnie to, ale mój kanon piękna regularnie maleje. Zaczynając odchudzać się w kwietniu dążyłam do 55. Zakładając bloga w maju marzyłam o 50. Po pół roku walki z wagą chcę 47. Ile będę chcieć za tydzień, miesiąc, rok? Czy kiedykolwiek będę szczęśliwa we własnym ciele? Czy kiedykolwiek przestanę traktować patrzenie w lustro jak masochizm?
Przeczytałam ostatnio na którymś blogu, że im mniej na wadze tym więcej w oczach. Jakie to prawdziwe! Ile bym kiedyś dała za to głupie 55 na wadze, za które teraz przeklinam siebie i cały świat. Mam wrażenie, że wyglądam dokładnie tak jak wtedy, gdy ważyłam 62. Poważnie. Tłusty, obleśny wieloryb. Chociaż wieloryby są kochane, niegodna jestem porównywać się do nich. Swoją drogą nienawidzę takich notek jak ta, nieskładny bełkot. Wstyd mi za siebie.

Za dużo myślę. Za dużo zawalam. Za dużo ważę. 
Za mało się uczę. Za mało ćwiczę. Za mało się staram. 

Dołączam się do vivian i jej "21 dni bez zawalania". I niech to pieprzone "od jutra" będzie wypowiedziane po raz ostatni.

3 komentarze:

  1. też zawsze tak mam, że kiedy toczy się rozmowa o marzeniach, ja myślę o diecie. i o tym, że i tak skończę sama, i będę wracać do pustego domu gdzie pełna będzie tylko lodówka. no ale nieważne, nie miało być o mnie ;)
    to prawda, że zmian na wadze po sobie można zupełnie nie zauważyć, bo ciągle wszędzie jest 'za dużo'. mam nadzieję że obie kiedyś spojrzymy w lustro i powiemy sobie 'jest dobrze, wystarczy'. trzymam kciuki za wyzwanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. trzymam kciuki kochana! schudniemy:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Taak... takie gadanie o przyszłości jest rozstrajające. Czasem jak kilka dziewczyn nie ćwiczy na wf, to tak sobie o tym gadamy i zawsze kończy się całkowitym przygnębieniem.
    Też się ostatnio często zastanawiam, w jaki sposób zrzucenie tych kilku kilogramów może zmienić moje życie. Ale myślę, że to chodzi raczej o osiągnięcie tego celu. Pokazanie sobie, że jest się w stanie osiągnąć, co się chce. A przede wszystkim zaakceptowanie siebie. Bo w końcu ile dziewczyn jest grubszych ode mnie i świetnie czuje się we własnym ciele?
    Pamiętam jak dążyłaś do 50. Proszę nie schodź już niżej. Bo jak zobaczę 46 to... nakrzyczę na Ciebie. XD Chyba gorszej kary nie mogę Ci dać. ;P Chyba, że dowiem się gdzie mieszkasz... (Potraktuj to jak groźbę ;P)

    OdpowiedzUsuń