wtorek, 11 grudnia 2012

bezbarwne dni

smutno mi.
nawet nie wiem czemu.
wszystko jest nie takie jakie być powinno. nie ogarniam tego co się dzieje w szkole, za dużo wymagań, za mało czasu na ich realizację. staram się, naprawdę się staram, tylko co z tego skoro to ciągle za mało?
nie śpię, nie czuję, nie żyję, egzystuję.
zapowiada się sylwester w gronie osób, z którymi w życiu bym nie przypuszczała, że spędzę ten dzień. w sumie nawet nie w gronie, bo przewiduję zaledwie trzy osoby? cudownie. ciekawe gdzie w tym czasie będą moje "przyjaciółki" ze swoim "oczywiście, że spędzimy sylwestra razem!". ale chyba nawet to jest mi w tej chwili obojętne. nie znoszę obojętności.
przeczę sama w sobie, zamykam się, oddalam od wszystkich. żyję egzystuję w swoim fikcyjnym świecie marzeń o cudownym życiu, które stanie się takie wraz z momentem zobaczenia na wadze tych cholernych 47 kilogramów. tylko czemu ciągle jakiś głos szepcze mi, że to nic nie zmieni? dobrze, że jest na tyle cichy, że nie zwracam na niego większej uwagi.
mam do ogarnięcia masę materiału z polskiego, dlatego odwiedzę Was jutro. o ile jutro będzie. dobrze, że jesteście :*
dieta odpukać dobrze. balansuję między 600-800. i ćwiczę.

7 komentarzy:

  1. czasem bywają takie stany beznamiętne, bezosobowe. masz dwie opcje, albo zrobić coś czego normalnie nie robisz, albo robić to co robisz normalnie i czekać aż samo przejdzie... też bym chciała 47 kg. ostatnio trochę straciłam kontrolę

    OdpowiedzUsuń
  2. mam nadzieję że te bezbarwne dni miną, tak samo Tobie jak i mi. cieszę się że trzymasz dietę i ćwiczysz, to spore osiągnięcie przy takim nastroju. nie Ty jedna się zamykasz na innych. mam nadzieję że tutaj mimo wszystko zostaniesz ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie prawda ,że osiągnięcie 47kg nic nie zmieni! Będziesz z siebie zadowolona, że Ci się udało, będziesz dumna, będziesz ponad tymi wszystkimi laskami, które wiecznie się odchudzają i nic nie osiągają. To ostatnie to chyba najcudowniejsze uczucie. Jeśli będziesz czuła się ze sobą dobrze będziesz pewniejsza siebie, a to duża zmiana, która prowadzi do jeszcze większych. Dlatego walcz i się nie poddawaj! Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja znowu spędzę sylwestra z rodzicami, więc szału nie przywiduję. Poza tym, tak jak komentarz wyżej, zobaczenie upragnionej wagi da Ci taką namiastkę szczęścia i myśl, że jednak się da. A skoro się dało uzyskać wymarzoną wagę, to co to za sztuka osiągnąć cokolwiek chcę.

    OdpowiedzUsuń
  5. ja sie zgodze z Tobą. 47.45.43 nic nie zmieni. Dalej będziesz za gruba. Takie jest życie.. Odchduzamy się bez granic. Taki egoizm społeczny...

    Hej, tu stara zachuda mam nowy blog, stary znaleźli rodzice :( http://zachuda.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Egzystencja. Jest prawie równa niebytowi. Istniejesz sobie, ale zupełnie nie czujesz. Ta dobijająca pustka...
    Czytam Twój opis z boku i się śmieję. Nadużywanie kawy i koty, hahaha, skąd ja to znam? ;) "Przyjaciele"... może nie są warci Twojej uwagi. Ponoć ci prawdziwi zawsze wracają. Ale mi się wydaje, że ci prawdziwi nigdy nie odchodzą.
    Trzymaj się chudziutko, dodaję do linków :*

    OdpowiedzUsuń
  7. no właśnie, co do twojego komentarza - dawno nie gadałysmy!! trzeba to w końcu nadrobić:) co do sylwestra - może dobrze, że tak się stało?:) może te osoby okażą się lepszymi znajomymi od twoich 'przyjaciolek'? ja też mam zamiar spędzić sylwestra w małym gronie, liczy się jakość, a nie ilość:) trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń