zobacz jak cudownie marniejmy

i witamy się w nowym roku. już praktycznie piąty, a ja wciąż mam wrażenie jakbym ledwo wróciła z sylwestra...który wbrew moim przypuszczeniom okazał się bardzo fajny, jeden z lepszych w moim życiu. z jedzeniem było kiepsko, bo trzy razy byłam na takiej krawędzi wpadnięcia w ciąg, ale na szczęście komentarze koleżanek przywoływały mnie do porządku. oczywiście rozumiem, że nie miały nic złego na myśli, bo nie mają pojęcia o sytuacji w jakiej jestem, jednak teksty typu "wow, christine ty coś jesz! niesamowite!" albo "christine, jak ty dużo jesz, jak nie ty!" wiadomo z jakim skutkiem działają...także koniec końców mogę być im wdzięczna bo tylko dzięki temu nie pochłonęłam całego stołu...

z ostatnich wydarzeń mogę "pochwalić" się, że na przemian głoduję i objadam się, także o ironio jest czego gratulować.-.-

im starsza tym głupsza, kiedy w końcu ten mój mały móżdżek pojmie, że nic tym w życiu nie osiągnę? że nikt nigdy nie podejdzie i nie pogratuluje mi setek kalorii pochłoniętych w minutę, nikt nigdy nie da nagrody za wytrzymanie kilku dni o samej kawie. i co najważniejsze waga od tego NIGDY nie spadnie. co najwyżej może wzrosnąć. także niech perspektywa wyjazdu na kilka dni z przyjaciółkami w ferie będzie motywacją do ponownego propagowania healthy lifestyle i rozpoczęcia maratonu 45 dni bez większych żywieniowych wpadek. good luck!

odwiedzę Was wieczorkiem kochane, trzymajcie się chudziutko :*